Jest tyle wartych poznania o tworzeniu Dnia Niepodległości. Podczas gdy niektóre wielkie hity kinowe tracą mnóstwo pieniędzy, Dzień Niepodległości jest jednym z najbardziej udanych do tej pory. Kiedy pojawił się po raz pierwszy, zarobił 306 milionów dolarów w kraju i 817 milionów dolarów na arenie międzynarodowej. W rzeczywistości zarobił więcej pieniędzy w kasie niż wszystkie filmy wydane w 1995 roku przez Sony, Universal i Paramount razem… Tak… odniósł sukces.
Chociaż jego kontynuacja jest mniej niż ukochana, oryginalny film trafił do domu na każdym poziomie. To był mocny popcornowy obraz z szalonymi efektami, scenariusz z prawdziwymi stawkami i ofiarami, klasyczne momenty filmowe, prawdziwe serce i gwiezdne występy obsady, w której skład wchodzą Will Smith i charyzmatyczny Jeff Goldblum.
Ale jakie jest prawdziwe pochodzenie filmu o inwazji obcych z 1996 roku? Dzięki fantastycznemu artykułowi We Minored In Film odkryliśmy prawdę stojącą za powstaniem tego kultowego filmu.
Spielberg i Lucas wpłynęli na niemieckiego reżysera miłością do hitu
Nie byłoby Dnia Niepodległości bez niemieckiego reżysera Rolanda Emmericha i nowojorskiego scenarzysty/producenta Deana Devilina. Według nich nie byłoby Dnia Niepodległości bez Stevena Spielberga i George'a Lucasa. To dlatego, że przeboje kinowe tych dwóch niezwykłych twórców wpłynęły na Rolanda i Deana i zachęciły ich do stworzenia zabawnego hitu kinowego z pewną wagą, sercem i inteligencją.
„Byłem zachwycony pierwszym kadrem [Gwiezdnych wojen]: widziałeś ten mały statek, a potem imperialny krążownik stawał się coraz większy i większy. Dla mnie niemieckie filmy były nudne i nudne, a wszystko, co pochodziło z nowego Hollywood, było fajne” – powiedział Roland Emmerich, reżyser i współscenarzysta Dnia Niepodległości dla We Minored In Film.
Ze względu na zamiłowanie Rolanda do wpływów hollywoodzkiego Brata Filmowego, został uznany w Niemczech za „Das Spielberg aus Sindelfingen” („Mały Spielberg z Sindelfingen”). Wkrótce został również przedstawiony Deanowi Devlinowi z Nowego Jorku, z którym współpracował przy wielu projektach, w tym Stargate z Jamesem Spaderem i Kurtem Russellem. I właśnie podczas promocji tego filmu Roland zainspirował się do nakręcenia Dnia Niepodległości.
Prawdziwe Pochodzenie Dnia Niepodległości
Promując Gwiezdne Wrota, Roland Emmerich został zapytany, czy wierzy w Obcych. Chociaż mówi, że nie wierzy w kosmitów, to właśnie w tym momencie zrodził się pomysł na Dzień Niepodległości.
„Cóż, nie wierzę w Świętego Mikołaja, ale nakręciłby świetny film” – powiedział Roland dziennikarzom na zagranicznej konferencji prasowej. „Co by było, gdybyśmy obudzili się jutro rano i nad miastem unosiły się statki kosmiczne o szerokości pięćdziesięciu mil? mamy nasz następny film."
Jednak Dean nie był tak pewny tego pomysłu, ponieważ myślał, że nakręcono już zbyt wiele filmów o kosmitach odwiedzających Ziemię. W tym momencie nawet ich inspirator, Steven Spielberg, świetnie zrobił tę historię… Właściwie zrobił to dwa razy… Ale Roland był martwy na ten pomysł i zaczął usuwać niektóre obrazy, które miał w głowie.
„Miałem te obrazy w głowie. Pomyślałem: „Zrobię je tak duże, że nie będą już latającymi spodkami, będą wielkimi statkami, tak dużymi jak miasta” – opisał Roland..
„Roland i ja powiedzieliśmy: „Nie ma sposobu na zrobienie tego filmu i udawanie, że nikt tego nigdy nie zrobił. Nie możemy udawać, że to wymyślamy. Pobawmy się z tym trochę, w przeciwnym razie po prostu będziemy próbować ignorować historię filmu”- opisał Dean. „Dlaczego nie zrobić z tego filmu dla ludzi, którzy kochali Gwiezdne Wojny i kochali filmy Spielberga i chcieli te filmy z powrotem?”
To właśnie ta perspektywa pomogła im napisać scenariusz w trzy tygodnie. A podczas procesu pisania upewnili się, że uwzględniają możliwości marketingowe, ponieważ była to ich pułapka we wcześniejszej pracy.
„Daliśmy [scenariusz] naszym agentom w środę, wysłali go do studiów do czwartkowego popołudnia, do czwartkowego wieczoru mieliśmy trzy oferty, a do piątku każde studio złożyło ofertę”, Dean powiedział. „Spędziliśmy cały dzień w piątek na spotkaniu z każdym studiem i rozpoczęła się wojna licytacyjna, w którą włożyliśmy kampanię reklamową, którą chcieliśmy, tak że nie tylko trzeba było kupić film, ale także zgodzić się na sprzedaż film w sposób, w jaki chcieliśmy go sprzedać. Podsunęliśmy im pomysł tego zwiastuna i pod koniec zwiastuna wybucha Biały Dom. „Ziemia dobrze się przygląda – to może być twoja ostatnia”. Mieliśmy hasło „Świat kończy się 4 lipca”. Nie chcieliśmy mieć najlepszego zdjęcia, by mieć złą kampanię”.
To właśnie ta dalekowzroczność pomogła zabezpieczyć zainteresowanie studiami, a także stworzyć projekt, który każdy kinomaniak w latach 90. pamięta do dziś.